sł. i muz. K. Jackowska
Dróżką przez stulecia słoneczko się toczy
Księżyc białe palce w niepamięci moczy
Nie zapomnij szybko, nie pamiętaj mocno
Niech w zimowych butach letnie kwiaty rosną
Duj, duj na węgielki lekkim, równym dmuchem
Aż usłyszysz okiem, aż zobaczysz uchem
W tej i w innych swych postaciach trzeba być uważnym
By rozpoznać się, gdy każdy będzie innym każdym
Nie trzeba nic wyjaśniać, przewidywać, gdybać
Na dnie tego, co NA PEWNO zawsze tli się CHYBA
W moich czasach dziś jest wtorek, w twoich może piątek
Na początku rośnie koniec, a w końcu początek
I dosięgam słońca nie wchodząc na krzęsło
Duch mi się wypuczył, ciało mi się sklęsło
Czas wypływa ze mnie czemś ciepłem i złotem
Będę kiedyś przedtem, tak jak byłam potem
sł. F. G. Lorca / K. Jackowska, muz. K. Jackowska
I kto przyjdzie, z której strony
Szukając swych kroków i domu
I cienia, który na poduszce
O morzu śni, gorzkim jak piołun
Ten, kto przyjdzie znajdzie tutaj
Wodę dzwoniącą i świecę
I lustra, co na niego patrzą
I on też w nich może się przejrzeć
Ale ja to już nie ja
Ni mój dom jest moim domem
Ni te, po których dudni woda
Księżycowe balkony
I kto przyjdzie, z której strony
Gdy drogi w wiatr się zmieniają
I te, co prowadziły w teraz
Teraz gdzie indziej prowadzą
Cóż, wszystko jest tak jak było
I gwiazdy od szronu ciche
W swych sieciach ciągną rybę cienia
Co drogę otwiera świtom
Ale ja to już nie ja
Ni mój dom jest moim domem
Ni te, po których dudni woda
Księżycowe balkony
sł. K. Jackowska, muz. K. Jackowska / kielecka polka żydówka
od Stanisława Witkowskiego
Myślałby kto, że człowiek nieźle sobie radzi z życiem
I że wszystko w głowie ma już poukładane
Cóż nadzwyczajnego – jedzenie i picie
Cóż trudnego w tym, że po nocy jest ranek
Jeszcze, jeszcze się unoszę gdzieś po tamtej stronie
Gdzie ciemno, przytulnie, gdzie nic i gdzie nikt
Ale już z uśmiechem czułym rzeczywistość do mnie dzwoni
Zęby, majtki, spodnie, buty, opierunek, wikt
Matko Boska i Józefie, ja się przecież nie wyrobię
I nie będę ani tutaj, ani tam, ni w sobie
Muszę mieć ze cztery ręce i dwie głowy, albo więcej
I właściwie z jakiej racji nas nie uczą bilokacji
Ani multiplikacji, czy choćby teleportacji
Moja ukochana paniko poranna
Nie działa na ciebie ni OM ni HOSANNA
Moja ukochana poranna paniko
Co przychodzisz do mnie bez przyczyny, znikąd
Ty jesteś niezawodna i nieomijalna
Ja – to niewykluczone – zupełnie normalna
Bo skoro znów się boję i kim jestem nie wiem znów
To znaczy, że jestem. . . ufffff
sł. i muz. K. Jackowska
Nie pamiętam, chyba miałam
Szukać ptasich piór, niebieskich map
A tymczasem w atłasowych
Pantofelkach człapu-człap
Coś podniosę, coś odłożę, żeby było troszkę ładniej
Niech ktoś koronę mi poprawi, bo mi zaraz spadnie
W oknie na parterze jak w najwyższej wieży
Taka to ze mnie królowa kuchenno-domowa
Pereł sznury mam długaśne do wieszania prania
Berło z włosiem jednorożca – to do zamiatania
Może wcale nie królowa, ale czarownica stara
W garnkach mieszam dziwne słowa, bo się znam na garach
W oknie na parterze jak w najwyższej wieży
Taka to ze mnie królowa kuchenno-domowa
A za oknem wiatr, a za oknem liście
I trawa, która pamięta którędy poszliście
Tym, co gorzkie się przykrywam, jedwabną kołderką
Patrzę tam, gdzie nad drzewami słońce jak lusterko
Z winem mieszam to, co boli, piję, piję do ostatka
W ptaka zmieniam się powoli, ptaszysko
A za oknem wiatr, a za oknem liście
I trawa, która pamięta którędy poszliście
sł. A. Jacobson, muz. K. Jackowska /marsz weselny Do cerkwi
z Dzieł Wszystkich O. Kolberga
Sobą sam zaprzeczam sobie
Światów wszystkie znam tajniki
Dobrze mówić chcę – źle powiem
Wszystkim mogę być, a nikim jestem często
Kiedy zechcę wzbudzam grozę
Kiedy nie chcę czasem też
Każdą postać, każdą pozę
Mogę udać – psa lub wesz i sierść gęstą
Wszystko mogę, wszystko mogę
Po co mogę – nie wiem nie
Mam oblicze takie srogie
Po co srogie – któż to wie
Mogę nigdzie być i wszędzie
W czasach, których nie pamiętam
Nie chcę, ale wiem, co będzie
Z dróg najbardziej moja kręta
sł. i muz. K. Jackowska
Gdzieś pogubiłam pół dnia i pół nocy
Pół woli po drodze gdzieś zapodziałam
Spytać siebie dokąd idę, dlaczego i po co
Zapomniałam
Patrzę i patrzę jak noc sobie płynie
Niewidzialną dróżką idę i się dziwię
Że wracam do siebie, jakbym szła do domu
Gdzie wszystko na mnie czeka
Już jest i jest możliwe
Tak nas zbudowano – pana, panią, ciebie, mnie
Że w nas zza wieczności ciągle czas wyziera
Nie spotkam cię wczoraj, jutro, ani gdzieś
Tylko tu cię spotkam i w dodatku teraz
Moja nienazwana, prześliczna potrzebo
Tam gdzie cię spotykam jest czas i go nie ma
Niech to sobie będzie sześćdziesiąte niebo
Niech to sobie będzie sto dwudziesta ziemia
Patrzę i patrzę jak noc sobie płynie
Niewidzialną dróżką idę i się dziwię
Że wracam do siebie, jakbym szła do domu
Gdzie wszystko na mnie czeka
Już jest i jest możliwe
sł. A. Jacobson, muz. K. Jackowska
Pod jaką gwiazdą na świat przyszłam
I jaki o mnie zadbał duch
że taka mała, szara mysz – ja
W jedwab opływam oraz puch
I w puchu leżąc w mleczne drogi
Wysyłam rozmarzony wzrok
I spokój we mnie taki błogi
Że do szaleństwa tylko krok
Dziś kochać przestał. . . Dziś kochać przestał
A jeszcze wczoraj z finezją wtaszczał mnie na piedestał
Dziś łobuz wybył, a wczoraj jeszcze
Dowody uczuć rosły nam, jak w deszczu grzyby
I poematy mi bez skreśleń
W pysku przynosił niczym pies
I mówił: weno, proszę, nieś mnie
Bez ciebie, miła, ja bym sczezł
Latami łasił się i wtulał
Śniadanka do alkowy niósł
Byłam księżniczką w zamku króla
I nagle zmienił mu się gust
Dziś kochać przestał. . . Dziś kochać przestał
A jeszcze wczoraj z finezją wtaszczał mnie na piedestał
Dziś łobuz wybył, a wczoraj jeszcze
Dowody uczuć rosły nam jak w deszczu grzyby
sł. I. Sojka, K. Jackowska, muz. K. Jackowska
Ta królewna wie, że jest, lecz do końca nie wie jak
W jednym lustrze ma kapelusz, w drugim – złoty frak
Wczoraj jedno jej zwierciadło pokazało nos szpiczasty
A to drugie – bokobrody i wąsy sumiaste
Ona nie jest dziwna, ona jest normalna
No, może troszeczkę, troszkę niewidzialna
Niewidzialna królewna, królewna bez odbicia
Królewna, oj, niepewna, królewna Dałamiczas
W niepewności dzień za dniem płynie jak ta łódź pod wiatr
Czas rozdaje tu i tam, czas by spojrzeć tobie da
Przeźroczysta, w tym co rzadkie
Gęstość swoją chce odnaleźć
Patrz w odbicie, nie jak co dzień
By zobaczyć ją w niej samej
Ona nie jest dziwna, ona jest normalna
No, może troszeczkę, troszkę niewidzialna
Niewidzialna królewna, królewna bez odbicia
Królewna, oj, niepewna, królewna Dałamiczas
sł. K. Jackowska, mel. trad. z Radżastanu (Katchur Khan) / Titi Robin
Myśli i słowa mam równiuśko ułożone
Wiem, że świat się zawsze kręci w prawą stronę
I wymyślam po kolei jak i co, i co i jak
Nie wiem tylko czemu wczoraj
Wpadłam w maliny – to nie na maliny pora
To nie tak, to wszystko nie tak
Patrzę w dół i w górę
I widzę trawę, widzę drzewo, widzę chmurę
Nieporządny i doskonały ruch
Biegnę, tańczę, idę
I wdech, i wydech, i wdech, i wydech
Teraz słońce mam tam, gdzie miałam brzuch
Co zaplanujesz się nie uda
Bo ciągle cuda, rozmaite cuda
Dzieją się, nie wiadomo czemu i jak
Co wyprostujesz, to się wykrzywi
Możesz to poprawiać, albo się spokojnie dziwić
Na entropię sposobów innych brak
Co poukładasz, to się zaraz rozsypie
A ona chichocze i na ciebie okiem łypie
Przecież tak też jest ładnie – popatrz sam
Kiedy chcesz iść w lewo, w prawo cię zawieje
Wdychasz ty, wydycha ona – i przez to rdzewieje
Ale toczy się cały ten kram
sł. K. Jackowska, I. Sojka, muz. K. Jackowska
Czego chcę, a czego nie chcę
I co mi się śni na jawie
Co urodzi się niechcący
A co będzie prawie
Znów się gdzieś, znów gdzieś ktoś
Znów coś dalej, znów jest dzień
Znów się gdzieś, znów gdzieś ktoś
Mówią, że to jesień
Tysiąc niewidzialnych rzek
Czas po świecie toczy
Brodzę w nich, lecz tak, by sobie
Myśli nie zamoczyć
Znów się gdzieś, znów gdzieś ktoś
Znów coś dalej, znów jest dzień
Znów się gdzieś, znów gdzieś ktoś
Mówią, że to jesień
sł. i muz. K. Jackowska, I. Sojka
Zbudowałam sobie dom do siedzenia w ciszy
Żeby śmiać się właśnie wtedy kiedy nikt nie słyszy
Żeby płakać właśnie wtedy, kiedy słońce patrzy
Dom okrągły jak melodia umpapa, raz, dwa trzy
Zbudowałam sobie dom, kogo ja tam spotkam
Zbudowałam sobie dom, od zewnątrz do środka
Zbudowałam sobie dom dla myśli zgubionych
I dla zapomnianych twarzy, dla oczu zdziwionych
Dla zapachów i dla nosów, dla ust, co gadają
Dla stóp, które swoje kroki w kątach zostawiają
Zbudowałam sobie dom, kogo ja tam spotkam
Zbudowałam sobie dom, od zewnątrz do środka
Słowa, kroki, ręce, uszy, jakiś głos – nie mój, więc czyjś
Nie po to cię zbudowałam, żeby teraz z ciebie wyjść
Noc zamienia gwar w powietrze i cisza szeleści
Zbudowałam sobie dom, w którym świat się zmieści
Zbudowałam sobie dom, kogo ja tam spotkam
Zbudowałam sobie dom, od zewnątrz do środka
sł. i muz. K. Jackowska
Lesie wysoki, daj mi spódnicę
Mocno cię proszę o to, bukową i rozłożystą
Niech mi się smutki pod nią rozgrzeją
Niech to bukowe złoto, niech je wysmuci do czysta
Niebo wysokie, daj mi spódnicę
Na tysiąc dwieście smutków, żeby się pod nią zmieściły
Niebo wysokie, będę cię prosić
Ej, będę aż do skutku, bo mi się smutki rozmnożyły
Z jednym smutkiem można pod pachą chodzić
Albo schować go pod kapelusz
Ale co poradzić, co ja mam zrobić
Gdy tych smutków jest tak wielu
Wczoraj mnie boli, dziś mnie uwiera
Aj, co za szczęście, mój boże
Że jutro będzie i że nie jest teraz
Więc boleć mnie nie może
Ludzie kochani, lesie kochany, niebo kochane
Mam spódnicę że oko boli
Smutki obeschną, smutki obeschną i po nich pozostanie
Tylko szczypta srebrzystej soli
Dwanaście mam spódnic i wcale nie krótkich
Mieszkają w nich noce i słowa
I tę szczyptę soli, w sam raz, by mi dzisiaj
mój ranek zasmakował
Wczoraj już było, a jutro się staje
Aj, co za szczęście, mój boże
Że jest tylko dzisiaj i być nie przestaje
pełne wszystkiego jak orzech